środa, 13 maja 2009

IPN i ja

Przeszło dwa lata temu przyszła mi do głowy niewesoła myśl, że jeśli nadal będzie trwać tryumfalny pochód autorytetów „moralnych” pokroju Geremka, Wałęsy, Bartoszewskiego i im podobnych, to niedługo nastanie czas, gdy działalność IPN zostanie zupełnie sparaliżowana. Myśl ta przezwyciężyła moje wrodzone lenistwo i postanowiłem wypełnić odpowiednie papiery, aby dowiedzieć się, dlaczego w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku (strasznie historycznie to brzmi) nie mogłem wyjechać na żadne stypendium naukowe. Za każdym razem okazywało się, że mój paszport służbowy (a taki miał każdy naukowiec wyjeżdżający za granicę, bowiem nie można było wyjeżdżać na paszport prywatny) jest w depozycie MSW i nic nie można zrobić w tej sprawie. Bardzo mądrze i tajemniczo to brzmiało, a efektem praktycznym tego zjawiska było pozbawienie mnie możliwości wyjazdów naukowych.

Budynek IPN we Wrocławiu stoi na uboczu, z dala od zgiełku ulicy. Gdyby nie zamurowane okna i kilka kamer pilnujących wejścia, można by pomyśleć, że jest to budynek mieszkalny. W środku znajduje się mała poczekalnia i uprzejmy strażnik zajęty rozwiązywaniem krzyżówek. Poproszono mnie o dowód osobisty i wyjaśnienie, po co tam przybyłem. Po kilku minutach wygodnego oczekiwania zjawiła się młoda dama i wprowadziła mnie do małego pokoiku ze stołem i dwoma krzesłami.

Po przeprowadzeniu ze mną krótkiego interview i wypełnieniu kilku formularzy, dowiedziałem się, że spełniam odpowiednie kryteria i mogę ubiegać się o wgląd w akta w mojej sprawie.

Dwa lata cierpliwie czekałem na jakiekolwiek wieści. I doczekałem się. Poleconym przyszło zawiadomienie, że zapraszają mnie tego to a tego dnia - o takiej to a takiej godzinie. Poszedłem więc.

Po przejściu tych samych procedur, poprowadzono mnie do biblioteki, gdzie jeszcze bardziej młoda dama wręczyła mi teczkę z dokumentami o mnie. Jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem jedynie formularze paszportowe, które swego czasu tak starannie wypełniałem. I nic poza tym?

Nie, jest jeszcze jakieś jedno, jedyne pismo. Z MSW do odpowiedniego wydziału PAN.

W odpowiedzi na wasze pismo z dnia xxx, .sygnatura yyy postanawiamy paszport służbowy obywatela Fluxona przekazać do depozytu MSW. Podpisano płk.mgr Iksiński-kierownik wydziału.

Pytam młodą damę, a gdzie pismo, na które odpowiada ów pułkownik magister. Nie ma - słyszę w odpowiedzi. No cóż, szkoda - myślę ze smutkiem.

Ale zauważam, że odpowiedź pułkownika magistra usmarowana jest czarnym flamastrem cenzora. Co tutaj było? Pytam młodą damę. To jakieś dopiski jakichś towarzyszy z PZPR - odpowiada. Czemu zatem pułkownik magister nie jest zamalowany, a tożsamość owych towarzyszy jest ukryta? Znowu pytam. Bo ten pułkownik to był pracownikiem MSW, a ci towarzysze, to osoby prywatne, dlatego ich tożsamość ukryłam - słyszę w odpowiedzi. Jak pan chce poznać ich nazwiska, to musi pan wypełnić odpowiedni formularz i po pewnym czasie wrócić z powrotem.

Odpowiedziałem, że już tego nie zrobię. Szkoda mego czasu.

Zimny pot wystąpił na me plecy a w mózgu zalęgła się furia, lecz po chwili opanowałem emocje. Co taka młoda osoba może wiedzieć o tamtych czasach? Dla niej to „jacyś” towarzysze, jako osoby prywatne, mażą komentarze jak dzieci na "piśmie" pułkownika magistra - naczelnika wydziału.

Podziękowałem i ze smutkiem opuściłem IPN i rozczarowaną młodą damę.

Choć bardzo cenię IPN, i to, co się w nim robi, w głowie słyszałem szept:

Smutno mi, Boże! - Dla mnie na zachodzie
Rozlałeś tęczę blasków promienistą;
Przede mną gasisz w lazurowej wodzie
Gwiazdę ognistą...
Choć mi tak niebo ty złocisz i morze,
Smutno mi, Boże!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz