poniedziałek, 19 listopada 2007

Moskwa kontratakuje

Oberkagiebista z Kremla może z zadowoleniem swe krwawe rączki zacierać. Sytuacja normalizuje się. W Polsze partia zdrady interesu narodowego święci triumf. Gazociąg będzie budowany po dnie i zapewne za pieniądze europejskie, gdy już tuskowi macherzy za wieprzowinę w Rosji szlaban w Brukseli podniosą. Do polskiego koncernu energetycznego w ramach spłaty politycznego poparcia w wyborach pan Tusk byłego agenta SB na posadzie prezesa ma zamiar posadzić. Wszystko wspaniale się zapowiada, moskiewscy odpuszczą parę setek tysięcy ton wieprzowiny, stosunki się ocieplą a agentura wpływu będzie mogła tubylcom zaprezentować sukces swojej dyplomacji.
Na Węgrzech od dwóch lat sytuacja jest wyśmienita. Premierem jest Gyurcsany, postkomunista oraz były komunista, i steruje nawą państwową w najlepszym dla Wegier kierunku, czyli wschodnim. Pomimo protestów nieuświadomionych tubylców, premier dzielnie przy pomocy policji trzyma się na stołku i skrupulatnie wypełnia tajne wskazówki Kremla. Jak zadzwoni telefon z wiadomego kierunku i go „poproszą”, to popiera ideę budowy gazociągu północnego, choć Węgrom do Bałtyku daleko. Ostatnio mianował szefem specsłużb Sandora Laborca, „wypusknika” Akademii Wojskowo-Politycznej im. Dzierżyńskiego – kolebki wszystkich sowieckich „razwiedczikow”z KGB. Laborc jest wszechstronnie wyszkolony, bo studiował całe 10 lat w okresie 1970-1980. Jakoś tak dziwnie się składa, że w przyszłym roku Węgry obejmą przewodnictwo w NATO-wskiej komisji do spraw służb bezpieczeństwa krajów członkowskich. Tak wszechstronnie wykształcony przewodniczący, toż to prawdziwa perła dla sojuszu będzie!

W Gruzji sprawy też idą w dobrym kierunku. Saakaszwilego opozycja nazywa „faszystą”. Śmiać się chce. Czy polska opozycja wyczytała swe hasła z tego samego kremlowskiego okólnika, co i gruzińska? Z tej samej moskiewskiej instrukcji obsługi wprowadzania demokracji w byłych satelitach ZSRR? Bardzo prawdopodobne - zbieżność chyba nieprzypadkowa. Saakaszwili zrobił rozsądny manewr zapowiadając przyspieszone wybory w styczniu. Ale natychmiast objawił sie kontrkandydat - niejaki Patarkaciszwili, najbogatszy oligarcha w Gruzji, współwłaściciel „niezależnej” , opozycyjnej stacji telewizyjnej. Czyżby gruziński Walter? Na razie Patarkaciszwili dał drapaka do Izraela, bo jedną część podwójnej helisy ma z tamtych stron. Maja Narbutt z Rzeczpospolitej pisze w korespondencji z Tbilisi :[Patarkaciszwili] w Gruzji troszczy się o swą reputację i stara się sprawiać wrażenie dobrodusznego filantropa, któremu bliskie są wartości demokratyczne – choć ciągle na jaw wychodzą sprawy stawiające go w dwuznacznym świetle, jak bliska przyjaźń z Andrejem Ługowojem, agentem służb rosyjskich podejrzewanym o zabójstwo Aleksandra Litwinienki
Satrapa z Kremla ma z czego się cieszyć. Rozpoczęta w 2000 roku odbudowa wpływów na terenach tak zwanej „bliskiej zagranicy”, czyli terenach uważanych przez Moskwę za swoje, przebiega niespiesznie ale systematycznie. Działają doskonale stare dobre sowieckie metody, posługiwanie się stetryczałymi „użytecznymi idiotami” lub kupionymi za srebrniki politykami, lub mediami w celach ogłupiającej i jątrzącej propagandy. Doszły też nowe elementy polityki uzależniania polegające na szantażu energetycznym całych państw. Wszystko to działa wyśmienicie i przy milczącym poparciu brukselskich urzędników, którzy albo nie zdają sobie sprawy z toczonej gry, albo biorą ciężkie pieniądze za niezdawanie z niej sobie sprawy. Na razie to działa. Na razie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz