piątek, 2 listopada 2007

Czynnik inteligentny w kosmologii

Pytania o wpływ jaki może mieć czynnik inteligentny na środowisko kosmiczne nie jest pozbawione sensu zważywszy, że istoty ludzkie z racji swej inteligencji miały ogromny wpływ na środowisko ziemskie. Jest to kolejny temat jakim zajął się John D. Barrow w swej najnowszej książce.[1]
Naukowcy przyzwyczaili się do wykluczania swej obecności we wzorach i eksperymentach przez siebie wymyślanych. Akt badania świata przypominał obserwacje miłośnika ptaków będącego w całkowitym ukryciu. W fizyce dziewiętnastowiecznej doświadczalne badanie świata nie miało wpływu na przedmiot badany. To musiało się nieodwracalnie zmienić wraz z okryciem teorii kwantów.
W czasie, gdy rozważano możliwość „stworzenia” Wszechświata w laboratorium,tematem tym zajął się Edward Harrison[2], kosmolog z Uniwersytetu w Arizonie . Kosmolodzy badali warunki – raczej ekstremalne – jakie byłyby potrzebne do wywołania następnego okresu wiecznej inflacji. Nie jest to tak katastroficzne jak się wydaje, ponieważ „wytworzony” inflacyjny w laboratorium pęcherzyk wszechświata rozszerzyłby się w przestrzeń z prędkością światła i nikt by nic nie zauważył. Prostej recepty na jego wytworzenie jak dotąd nie znaleziono, chociaż trudności pewnego dnia mogą być jednak pokonane. Przypuśćmy, sugerował Harrison, że trudności techniczne mogą być przezwyciężone i cywilizacje znacznie bardziej rozwinięte od naszej są w stanie w swoim otoczeniu sterować kierunkiem wiecznej inflacji poprzez produkcję miniwszechświatów w laboratoriach. A jeśli to potrafią, to potrafią mieć wpływ na wyniki w zasadzie przypadkowych procesów toczących się w końcowej fazie inflacyjnego rozszerzania się wczesnego miniwszechświata. A to oznacza, że niektóre (może wszystkie) stałe fizyczne i siły przyrody mogą być świadomie ustalane.
W nieskończonym wszechświecie wśród wszystkich możliwości jest i taka, że muszą istnieć obszary zasiedlone przez zaawansowane cywilizacyjnie istoty zdolne do stworzenia swych własnych wszechświatów za pomocą wirtualnej symulacji. Mogłyby one posiadać komputery o mocy obliczeniowej przewyższającej moc naszych komputerów o niewyobrażalny czynnik. Zamiast tylko symulować rozwój galaktyk - tak jak my - będą mogli pójść dalej i obserwować rozwój gwiazd i układów planetarnych. Potem włączając prawa biochemii do swych astronomicznych symulacji będą zdolni do obserwowania ewolucji życia i powstawania świadomości - mogąc przyspieszać wszystkie procesy w dowolnej skali czasowej. Tak jak my obserwujemy cykle życiowe muszki owocowej, tak oni będą w stanie obserwować rozwój inteligentnego życia, patrzeć jak powstają cywilizacje i komunikują się ze sobą, rozważać czy istnieje Wielki Programista w Niebie, który stworzył ich wszechświat i mógłby interweniować w razie postępowania wbrew prawu naturalnemu, co zwykle u siebie obserwują.
Najbardziej alarmującą myślą o takim prostym scenariuszu przyszłości jest to, że my sami moglibyśmy żyć teraz w czyjejś symulacji. To nie jest znowu taka dziwaczna idea, jak może się wydawać. Czy nie jest to podobne do wielu wierzeń religijnych, gdzie Bóg jest Wielkim Programistą, który decydował się interweniować po utworzeniu świata w jego sprawy (jak w ortodoksyjnej doktrynie chrześcijańskiej) lub nie interweniować po dokonaniu kreacji (jak w deizmie)? Ten scenariusz nie jest niemożliwy. Gdy tylko pojedyncza zaawansowana cywilizacja będzie w stanie wytworzyć symulowane rzeczywistości na tyle skomplikowane, by zawierały obserwatorów, to nieskończenie wiele różnych innych też będzie mogło to zrobić.
Ale zaraz jednak widzimy jak powstaje nowy problem, gdy dopuścimy świadomych obserwatorów do interwencji we Wszechświecie, zamiast przyjąć, że należą oni do grupy „obserwatorów”, którzy nic nie robią. W takim wypadku kończymy na scenariuszu, w którym bogowie pojawiają się ponownie w nieograniczonej liczbie pod postacią programistów o mocy sprawczej życia i śmierci symulowanych rzeczywistości. Programiści ustalają prawa, które rządzą ich światami. Mogą je zmieniać, mogą w każdym momencie przerwać symulację; obserwować jak symulowane istoty dyskutują o tym, czy istnieje bóg, który interweniuje lub nimi rządzi; czynić cuda albo skrycie narzucać swoje zasady etyczne. I przy tym cały czas mogą nie mieć najmniejszych wyrzutów sumienia, gdy kogoś skrzywdzą, bo przecież ich rzeczywistość – zabawka nie jest realna. Mogą nawet doczekać się takiego stadium, kiedy ich symulowane rzeczywistości dojrzeją do tego stopnia, że będą mogły stwarzać swoje własne symulowane rzeczywistości.
Robin Hanson[3] zwrócił uwagę na to, że przebywanie w symulowanej rzeczywistości może mieć swój wpływ na to, jak człowiek powinien postępować. Pisze następująco:
Jeśli miałbyś żyć w symulacji, to nie przejmuj się innymi, żyj dniem dzisiejszym, stwarzaj wizję swej zamożności, usilnie staraj się uczestniczyć w ważnych wydarzeniach, bądź przyjemnym i godnym uznania, staraj się zadawalać ważnych ludzi w swym otoczeniu i postaraj się być obiektem ich zainteresowania.
Przeżycia symulacyjne, niezależnie na ile mogą się wydawać realne, są z o wiele większym prawdopodobieństwem nagle i nieprzewidywalnie przerywane niż typowe realne przeżycia. To nasuwa Hansonowi myśl, że „nie powinieneś zawracać sobie głowy swoją i ludzkości przyszłością, staraj się żyć dniem dzisiejszym”. Wiadomo, że w filmach i teatrze gwiazda otoczona jest grupą innych dobrych aktorów, których zadaniem jest gra wraz z nią, ale jeśli odejść od gwiazdy dalej, to napotyka się aktorów gorzej płatnych, statystów biorących udział w scenach zbiorowych i tych, którzy stoją niemo z halabardą. Podobnie w symulowanych rzeczywistościach, postaci z dala od twoich poczynań mogą być w sposób trikowy symulowane i nie należy specjalnie nimi się przejmować. Hanson sugeruje:
jeżeli jesteś postacią w czyjejś symulacji, przede wszystkim bądź miły! Bądź sławny! Bądź kimś ważnym! To pozwoli ci zwiększyć szanse na twoją symulowaną egzystencję i na to, że zechcą cię znowu symulować w przyszłości. Nie spełnisz tych wymogów, a staniesz się jak postać z opery mydlanej, szybko wylatująca ze scenariusza na skutek wyjazdu do Władywostoku, aby nigdy już nie wrócić.
Gdy oglądamy w wiadomościach, w jaki sposób ludzie się zachowują, to szybko dochodzimy do wniosku, że musimy żyć w symulacji! Jednak to o niczym nie przesądza. To, jak powinniśmy się zachowywać zależy wyłącznie od moralnych zasad programistów. Jeśli będą chcieli być zabawiani, to dobrze zrobimy będąc zabawnymi. Ale jeśli są oddani szlachetnym celom, to mamy wielką szansę na powtórną swą kreację i powtórzenie symulacji zostając męczennikami słusznej sprawy. Choć te wzorce zachowań nie należy brać poważnie jako podstawę swego życia codziennego, to ogniskują one wyraziście zasadnicze problemy filozofii moralnej i nasze na nie reakcje. Jeśli symulowane rzeczywistości są najbardziej powszednie i my jesteśmy uczestnikami jednej z nich, niepokojące może być tylko to, czy są to jakieś znane nam symulacje. Ale dlaczego musiałyby być? Jeśli zawsze używaliśmy słowa „symulacja” dla określenia rezultatu niepowtarzalnego aktu kreacji przez Boga, to znajdujemy się w bardzo podobnej sytuacji, aczkolwiek mamy do czynienia z Programistą wyższego rodzaju.
[1] J. D. Barrow, The infinite book, a short guide to the boundless, timeless and endles , Jonathan Cape, London 2004
[2] E.R.Harrison, The Natural Selection of Universes containing Intelligent Life, Quaterly Journal of the Royal Asteronomical Society 36, 193 (1995) i Creation and Fitness of the Universe, Astronomy and Geophysics, 39, 27, (1998).
[3] R. Hanson, How to Live in a Simulation, Journal of Evolution and Technology, 7 (2001),

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz