wtorek, 4 grudnia 2007

The sum of all fears

To było piękne expose. Expose na miarę serialu brazylijskiego. Statyczna dłużyzna, ale za to zagęszczona intensywnymi uczuciami. Było zwłaszcza uczucie miłości, potem zdrada, przebaczenie, a na koniec zaufanie. Zaufanie wielokrotnie odmieniane przez wszystkie przypadki. Już nawet zapomniałem, kto komu zaufał: Naród Donaldowi czy Donald Narodowi. Ale jakoś tak to było.
Z klasycznego expose premier Donald zrobił rosół: bezbarwny, bez smaku i do tego bez zapachu. Ten rosół jednak to miód na serce „niektórych”, bo „niektórzy” znaleźli w nim zapewnienie, że będzie pojednanie, porozumienie, będzie spokój. A wiadomo nic tak nie kontentuje „niektórych” jak spokój w telewizorze. Niechby i wojna na dworze byle był spokój w telewizorze.
(takie motto mi się ułożyło)
Ten spokój, z pewnością, zapewni „niektórym” walterownia z michnikownią (michnikownia- copyright by McGregor). Tekst takiego ładnego expose da się przecież przerobić na wiele spektakli z gadającymi głowami. Głowami, które będą na wszelkie możliwe sposoby wysysać, oblizywać i cmokać w okrągłe zdania Tuska. Już teraz zastępy propagandzistów z naukowymi tytułami obrabia perełki tuskowej prozy, marząc przy okazji o honorarium za gęganie w jednym z tefauenowskich programów.
Ale skąd, jak u Clancy’ego, suma wszystkich strachów?
To proste, potwierdzają się obawy, o jakich wielu z nas już wcześniej pisało.
Po pierwsze
Tusk nie ma programu rządzenia, bo to, o czym mówił w swoim expose można nazwać tylko zbiorem pobożnych życzeń.
Obniżenie podatków, zlikwidowanie deficytu budżetowego, podniesienie do godziwego poziomu płace sfery budżetowej, stworzenie silnej armii zawodowej i rozwinięcie na dodatek infrastruktury - to wszystko sprzeczne miedzy sobą cele. Co charakterystyczne, pan Donald powiedział, że to wcale nie będzie gra o sumie zerowej, ponieważ cały deficyt wypełni społeczna energia Polaków.
Skąd my to znamy!
Za Bieleckiego ulubionym powiedzonkiem liberałów była „niewidzialna ręka rynku”. Premier Donek wie, że to określenie jest zużyte semantycznie a jego aferalny kontekst już rozszyfrowano. Dlatego niewidzialna ręka rynku zostaje zastąpiona społeczną energią.
Po drugie.
Przedstawiony w expose „program” reformy służby zdrowia, to nic innego jak program zaprezentowany przez Sawicką na taśmach CBA. Co mnie obchodzi, że wiele szpitali zostanie przekazanych samorządom terytorialnym, skoro skutek będzie taki, o jakim mówiła Sawicka. Zostaną wykupione, w procesie prywatyzacji przez bankructwo, przez lokalne sitwy tak zwanych „biznesmenów”.
Po trzecie.
Odmieniane słowo „zaufanie” nasuwa nieodparte skojarzenie, że chodzi tu o coś zupełnie innego. Na zaufaniu nie buduje się skutecznej polityki rządu. Mieliśmy natomiast przez ostatnich osiemnaście lat istny festiwal „zaufania”, „praw człowieka”, „domniemania niewinności” i tym podobnych szczytnych haseł. Okazywało się jednak zawsze, że te szczytne pojęcia miały zastosowanie wyłącznie w różnego rodzaju aferach. Prawidłowa sekwencja zdarzeń była następująca: najpierw było zaufanie do człowieka, który był powoływany na jakiś urząd, potem były jego niezbywalne prawa, a następnie domniemanie niewinności. W końcowym efekcie afera rozchodziła się „po kościach”. A w skrajnych przypadkach stosowano to prawodawstwo „miłości” do zwykłych gangsterów. Dla mnie słowo zaufanie było mrugnięciem oka w stronę partyjnych koleżanek i kolegów: "nareszcie będziemy kręcić lody bez przeszkód".Na taki rozwój wypadków wskazuje nominacja na ministra sprawiedliwości, adwokata reprezentującego wielu bardzo ustosunkowanych aferzystów. Moim zdaniem ta nominacja, to jedno z największych łajdactw w ciągu ostatnich osiemnastu lat RP. To kpina z obywateli!
A jak wielkie musi mieć "zaufanie" nasz premier Donald do absolwenta Akademii Dyplomatycznej w Moskwie, że powierzył mu funkcję kadrowca w Ministerstwie Spraw Zagranicznych? No jak wielkie?
Po czwarte
W sprawie polityki zagranicznej żadnych konkretów. Czyżby brak wskazówek? Czy najpierw Berlin musi się dogadać z Moskwą?
A w sprawie bezpieczeństwa energetycznego niemrawe zapewnienie o kontynuacji poprzednio wyznaczonych celów, z zastrzeżeniem jednak, że mogą one ulec zmianie. Czyżbym miał rację pisząc o „Nowym rozdaniu w tej samej partii pokera”? Nie chciałbym jej mieć, ale expose zamiast rozwiać moje podejrzenia, tylko je umocniło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz