wtorek, 4 grudnia 2007

Wunderwaffik

Gdy dowiedziałem się z panującej medialnie nad stadnym myśleniem rodaków walterowni, że Polska ma wunderwaffe w osobie pana Bartoszewskiego, to zaraz wyobraziłem sobie, że zacny ów staruszek zostanie umieszczony w głowicy bojowej aparatu Fau jeden i wystrzelony w kierunku zachodnim, szybując nad Berlinem, zakrzyczy swym jakże charakterystycznym dźwięcznym sopranem:
Nie wierzcie frustratom czy dewiantom psychicznym, którzy swoje problemy psychiczne odreagowują na niemieckim narodzie (...). Kategorycznie wypraszam sobie lżenie Polski przez Erikę Steinbach razem z Rudim Pawelką!
Pomarzyć dobra rzecz, ale niestety rzeczywistość jest brutalna. Okazało się bowiem, że to w Berlinie ku nam wystrzelono owe Fau jeden, a wunderwaffik wylądował w gabinecie naszego wspaniałego nowego premiera, który jak przystało na wnuczka swego dziadka, podarek ów z wdzięcznością przyjął i nawet zatrudnił w randze sekretarza stanu w swojej kancelarii.
Teraz Donek będzie wyręczał się wunderwaffikiem w tworzeniu polskiej zagranicznej polityki berlińskiej.
Zabieg taki jest ze wszech miar dogodny dla miłościwie panującego nam premiera, bowiem wszystkie skutki, jakie mogą wynikać z tak prowadzonej polityki zbliżenia z naszym sąsiadem, objawiące się najprawdopodobniej realnym zbliżeniem realnej granicy do Warszawy, będą przedstawiane jako zasługa wunderwaffika.
Zresztą, co tu dużo gadać, wunderwaffik ma wielkie zasługi na polu budowania niemiecko-polskich więzi. Otóż 28 kwietnia 1995 roku został zaproszony na uroczyste posiedzenie Bundestagu i Bundesratu i tam wygłosił następujące prorocze słowa:Pamiętamy z wielką odwagą sformułowane zdania nieżyjącego już dziś wybitnego polskiego myśliciela i eseisty Jana Józefa Lipskiego, ideowego polskiego socjaldemokraty, który w 1981 roku z goryczą powiedział: 'Wzięliśmy udział w pozbawieniu ojczyzny milionów ludzi, z których jedni zawinili na pewno poparciem Hitlera, inni biernym przyzwoleniem na jego zbrodnie, jeszcze inni tylko tym, że nie zdobyli się na heroizm walki ze straszliwą machiną terroru - w sytuacji, gdy ich państwo toczyło wojnę. Zło nam wyrządzone, nawet największe, nie jest jednak i nie może być usprawiedliwieniem zła, które sami wyrządziliśmy. Wysiedlanie ludzi z ich domów może być w najlepszym razie mniejszym złem, nigdy - czynem dobrym'. W pełni identyfikuję się z tezami mojego zmarłego przyjaciela Jana Józefa Lipskiego
Ze zrozumiałych powodów, miłościwie panująca wtedy nad mózgami Polaków Gazeta Wyborcza, 19 kwietnia 1995 roku w obszernym omówieniu nie zamieściła tej części wystąpienia. Każdy rozumie, że zrobiła to w dobrze pojętym interesie narodowym - w interesie swojego narodu. Tekst ten zamieszczono później, w wydanej w Polsce przy wsparciu finansowym Fundacji Konrada Adenauera książce: Przeprosić za wypędzenie? (Kraków 1997).
Natomiast minister spraw zagranicznych RFN Klaus Kinkiel doceniając działania wunderwaffika dla swojego narodu wręczył mu w grudniu 1996 r w Moguncji złoty medal Towarzystwa imienia Gustawa Stresemanna. Tego Stresemanna - ministra spraw zagranicznych Niemiec w latach 1923-1929, którego sylwetkę tak charakteryzował Joshka Fisher na łamach Gazety Wyborczej z 6-7 maja 2000 r:Celem Stresemanna była bowiem głównie rewizja granic na niekorzyść Polski, której istnienia w formie z 1928 r. nie akceptował (...) wszelkie starania Francji o „wschodnie Locarno” udało się Stresemannowi zniweczyć. Polska straciła również najwięcej i to właśnie było celem stresemannowskiej polityki.
Stresemann dążył do zmiany granic wschodnich Niemiec na szkodę Polski. Jego celem było m.in. odzyskanie dla Niemiec Gdańska, przejęcie przez Niemcy "polskiego korytarza" i przesunięcie na Górnym Śląsku granicy z Polską na korzyść Niemiec.
Czyli Stresemanna śmiało można określić mianem „polakożercy”, ale wunderwaffikowi, jak zawsze łasemu na wszelkie dowody uwielbienia jego osoby, nie przeszkodziło to w przyjęciu medalu, może także z tego względu, że nie odebrał pełnego uniwersyteckiego wykształcenia historycznego.
Widać jak sprawnie będzie teraz działał nasz najlepszy od 18 lat rząd, rząd fachowców. W Ministerstwie Spraw Zagranicznych kadrowcem został „wypuskinik” Akademii Dyplomatycznej w Moskwie, co zapewni nam z tąże Moskwą dobre stosunki, bo będziemy teraz konsultować na Kremlu kandydatury na wyższych urzędników ministerialnych i ambasadorów.
W ochronie zdrowia, i nie tylko tam zapewne, kręcić lody będzie zredukowane do duetu trio: Schetyna i Kopacz.
W Ministerstwie Sprawiedliwości obrońca uciśnionych, Ćwiąkalski, doprowadzi do powrotu na łono kraju prześladowanych przez kaczystowski reżym: Stokłosę i Krauzego, którzy po ekspresowym oczyszczeniu z zarzutów zainkasują zadośćuczynienie odpowiednie do ich „ratingu” w magazynie Forbes.
A miłościwie panujący nam Donio Wspaniały opierając sie na tak zacnych personach, pozostanie zupełnie poza wszelką krytyką - jak ten Stalin, co to dobrotliwym Ojcem Narodu był, ale miał okrutnych pomagierów, którzy za jego plecami ludzi mordowali.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz