wtorek, 23 października 2007

Liberum veto

Historia kołem się toczy - to widać bardzo wyraźnie. Ci, co ją znają, wiedzą czym było Liberum Veto. Dla obrony demokracji i przed zakusami zamordyzmu nasi ‘demokratyczni’ szlacheccy przodkowie wymyślili zasadę, która w swym zamyśle miała chronić Rzeczpospolitą.
Miało być dobrze, a wyszło jak zawsze. Skończyło się na pełnym upodleniu tejże Rzeczpospolitej.
I teraz podobnie, na straży demokracji miał stać Trybunał Konstytucyjny i stosować zbiorową zasadę Liberum Veto.
Jako, że nie żyjemy w dawnych wstecznych czasach, tylko w jak najbardziej postępowych ze względu na obecność towarzysza Geremka, swoje Liberum Veto Trybunał musi uzasadniać względami niezgodności wetowanej ustawy z Konstytucją.
No właśnie!
Konstytucja to ustawa zasadnicza i z charakteru swej zasadniczości bardzo ogólna i zdawkowa. Ten charakter Konstytucji dał asumpt patrycjuszom w biretach do stania się superparlamentem.
Podobne prawo, powie ktoś, ma Pan Prezydent. Tak! Tyle, że jego weto może być przez Sejm odrzucone. Trybunału nikt nie kontroluje. Nawet naród.
Wyroki Trybunału wyznaczają Sejmowi normę, o czym i jak może pisać ustawy. Tym samym Trybunał omijając swą funkcję Konstytucyjną stał się ciałem ubezwłasnowalniającym Sejm. Veto Trybunału, tak jak prostego szlachciury przed 250 latami jest niepodważalne.
Trybunał twierdzi, że lustrować można tylko funkcjonariuszy publicznych, ale już nie wolno osób publicznych. Ma to podobno być zawarte w Konstytucji.
Śmiechu warte!
Może i warte, ale znając historię, to gdyby miała ona się powtórzyć, lepiej już teraz zacznijmy płakać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz