wtorek, 23 października 2007

Taśmy Gudzowatego, po co one są

Tak sobie siedzę i myślę - wszyscy dostali szału po ujawnieniu taśm Gudzowatego. Dziennikarze snują domysły na temat magistra Kwaśnego, który ponoć ma zamiar wrócić do czynnej polityki. Tematem dnia jest pytanie, czy rzeczone taśmy utrudnią Kwaśnemu formowanie nowej partii i czy wystraszą potencjalnych współtowarzyszy. Tu i ówdzie media wydają pieniądze na badanie idiotycznych słupków, jakby od nich zależały losy kraju, jakby tysiąc zbadanych przeciętnych Kowalskich był solą tej Ziemi. Wydaje mi się, że jest to efekt pewnej gry i kamuflażu. Nikt nie zadał sobie trudu na zbadanie prostego zagadnienia. Po co te rozmowy zostały nagrane? Odpowiedź wydaje się być bardzo prosta, tak prosta, że aż oczywista. Gudzowaty chce wrócić do gry. Dla niego gra skończyła się, gdy Rosjanie poprzez swoich tubylczych pomagierów próbowali przejąć jego interesy. Gudzowaty się obronił, ale to było pyrrusowe zwycięstwo. Wypadł z gry. Teraz próbuje do niej wrócić, bo czuje wielkie pieniądze związane z planami budowy gazoportu, budowy gazociągu z Norwegii i rurociągu Odessa -Brody. Ale na "welcome party" trzeba przynieść jakiś prezent, nie można przyjść z pustymi rękoma. Trzeba pukać łokciami. To wydaje się dość proste. Ale co z interlokutorem Gudzowatego? Czy wiedział, że jest nagrywany? Tak niektórzy twierdzą. Ja w to wierzę. Tak dobrze wyszkolony agent wywiadu strategicznego powinien zdawać sobie sprawę z podstawowych w branży rzeczy. Jeśli wiedział, to dlaczego mówił to, co mówił? Na to pytanie odpowiedź wydaje się prosta, choć bardzo ryzykowna zważywszy na morderstwa dziennikarzy w Rosji. On dostał pracę zleconą, a taśmy to listy uwierzytelniające na tej samej "welcome party". Ten chce zarobić pieniądze na nowych przedsięwzięciach, a tamten ma być w pobliżu i obserwować: czy i na ile "lachy" są w stanie je przeprowadzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz