wtorek, 23 października 2007

Paradoksy nieskończonego wszechświata

Oto następny temat z nowej książki Johna D. Barrowa- The infinite book, a short guide to the boundless, timeless and endles.
Życie w nieskończonym wszechświecie pełne jest niezwykłych paradoksów, o których nie zdajemy sobie sprawy dopóki nie poczytamy autorów powieści fantastycznonaukowych, popularnonaukowych lub nie obejrzymy filmu „Matrix”.
Otóż, we wszechświecie o nieskończonych rozmiarach wszystkie zdarzenia, które nie mają zerowego prawdopodobieństwa zajścia, muszą zajść nieskończoną ilość razy.
Ten niezwykły stan rzeczy jest możliwy pod warunkiem, że wszechświat jest nieskończony w swych przestrzennych rozmiarach (objętości) i prawdopodobieństwo rozwoju życia nie jest równe zero. To skończone prawdopodobieństwo istnieje ze względu na zadziwiający sposób, w jaki nieskończoność całkowicie odróżnia się od każdej dużej skończonej liczby, niezależnie od tego jak duża mogłaby być ta liczba.
Dlatego w każdej chwili czasu – na przykład w tym momencie – musi istnieć nieskończenie wiele replik nas samych robiących to samo, co i my w tej chwili. Co więcej, nieskończenie wiele replik każdego z nas robiących cokolwiek, co jest możliwe do zrobienia w danym momencie, z prawdopodobieństwem różnym od zera.
Paradoks przestrzennej replikacji ma wszelkiego rodzaju dziwne konsekwencje oprócz niepokoju w naszej psychice. Wierzymy, że istnieje niezerowe prawdopodobieństwo rozwoju życia, ponieważ na Ziemi zdarzyło się ono w sposób naturalny. Stąd w nieskończonym wszechświecie musi istnieć nieskończenie wiele cywilizacji. Wśród nich będą istnieć repliki nas samych w każdym możliwym wieku. Kiedy ktoś z nas umrze, to zawsze gdzieś pozostanie nieskończenie wiele kopii nas samych, które dalej będą żyły w przyszłości posiadając naszą pamięć i doświadczenie wcześniejszych lat naszego życia. Ta sukcesja będzie ciągnąć się bez końca i w jakimś sensie każdy z nas „żyje” wiecznie.
Możemy spytać, co by się stało, gdybyśmy spotkali jedną z naszych kopii. Byłoby to jak boksowanie z odbiciem w lustrze. Ale nie ma powodu zakładać, że nasz sobowtór robiłby to samo, co my. Możemy mieć wspólną przeszłość aż do tego momentu, ale w nowej sytuacji moglibyśmy działać zupełnie odmiennie, tak jak to robią identyczni bliźniacy. Pojawiałyby się coraz większe różnice w naszych doświadczeniach i wyborach. I w istocie bardziej prawdopodobnym jest, że nasze przyszłości różniłyby się niż pozostawały podobne. A jednak, gdzieś w nieskończonym wszechświecie powinny być repliki nas samych podejmujące te same decyzje i będące we wszystkich innych aspektach identyczne. To jest tak, jakby wszystkie możliwe decyzje, które mogliśmy podjąć w każdym momencie zostały już podjęte, ponieważ zawsze jest gdzieś ktoś, kto żyje życiem identycznym z naszym, ale podejmuje inne decyzje, które mogliśmy podjąć, lecz nie podjęliśmy w danym momencie.
W nieskończonym wszechświecie musielibyśmy podróżować przez około 10N metrów, gdzie N=1027, aby z dużym prawdopodobieństwem napotkać swojego sobowtóra. To odległość gigantyczna. Odległość, na jaką możemy spojrzeć w głąb kosmosu za pomocą najdoskonalszych teleskopów wynosi 1027 metra. W dalekiej przyszłości nasz widzialny Wszechświat będzie rozciągał się wystarczająco daleko, aby objąć nasze sobowtóry, ale wtedy będziemy już od dawna martwi, a Wszechświat będzie zbyt stary, by zawierać jakieś gwiazdy i systemy słoneczne. Jeśli uda się nam spojrzeć w głąb na odległość 10N metrów, gdzie N=10119, to napotkamy obszary wielkości naszego obecnie widzialnego Wszechświata, które są z nim identyczne.
Sposobem uniknięcia wniosku o nieskończonej replikacji w nieskończonym Wszechświecie jest utrzymywanie, że prawdopodobieństwo pojawienie się życia w nim jest równe zero. Jeśli tak jest, to liczba replik każdego z nas w tym momencie będzie równa 0 razy nieskończoność, co może dać każdą liczbę, ponieważ jeśli podzielimy 1 przez 0 otrzymamy nieskończoność, jeśli podzielimy 2 przez 0 otrzymamy też nieskończoność, i tak dalej. W tym przypadku może być gdzieś tylko jedna kopia każdego z nas, ale również może być ich milion miliardów. Pomysł, że życie może powstać pomimo istnienia zerowego prawdopodobieństwa jego powstania jest równoznaczne z powiedzeniem, że ma ono cudowne lub nadnaturalne pochodzenie. Jeśli życie jest z góry zaprogramowane do ewolucji na planecie Ziemia, to paradoksu unikamy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz